Na co do kina w 2017? Wybrane tegoroczne premiery

Czy podobał wam się filmowo rok 2016? Nie za bardzo, prawda? Był on rekordowy pod względem superprodukcji, które odniosły spektakularną klapę. Czy obecny rok będzie pod tym względem choć trochę lepszy? Weźmy to pod lupę i przejrzyjmy najbardziej gorące premiery roku 2017. Wiecie, takie najgłośniejsze, bo gdybyśmy mieli zająć się też tymi skromniejszymi filmami, nie skończylibyśmy do północy.

1. Styczeń

Pierwszy miesiąc roku upłynął bez szaleństw. No bo co właściwie mieliśmy? Ostatnią (według obietnic twórców) część „Resident Evil”? Ktoś jeszcze ogląda tę serię? Zamiast tego nieoczekiwanym hitem okazał się „La La Land” powracający do tradycji klasycznych musicali. No i jest jeszcze „Split”. M. Night Shyamalan, który po swoim debiutanckim „Szóstym zmyśle” zaczął kręcić filmy coraz gorsze, i gorsze, i gorsze, tą produkcją nieoczekiwanie wraca na salony.

2. Luty

Luty to przede wszystkim „Milczenie”. Dlaczego? Bo każdy film Martina Scorsesego to wielkie kinowe wydarzenie. „Milczenie” opowiadające o trudnym losie chrześcijan w dawnej Japonii, tak jak inne dzieła reżysera, zbiera prawie same entuzjastyczne recenzje.

Oprócz tego zagoszczą na ekranach kontynuacje i spin offy niedawnych hitów. Dla wielbicieli mocnego kina „John Wick 2”, a dla tych, którzy wolą familijne klimaty – „LEGO Batman: Film”. „LEGO Przygoda”, jak na film o klockach, okazała się wyśmienitą rozryką, ale czy ten sam numer może udać się dwa razy?

Warto jeszcze zwrócić uwagę na „Lekarstwo na życie” Gore’a Verbinskiego (wiecie, tego od „Piratów z Karaibów”). Ja akurat nie jestem miłośnikiem filmów grozy, ale ten zapowiada się wybornie, przynajmniej pod względem wizualnego wysmakowania.

3. Marzec

W marcu będziemy mogli zobaczyć Hugha Jackmana w jego pożegnaniu z serią o mutantach, czyli filmie „Logan” (polski dystrybutor dorzucił podtytuł „Wolverine”, żeby czasem nikt nie miał wątpliwości, z jakim bohaterem ma tu do czynienia). Film ma być skromniejszy, a zarazem znacznie brutalniejszy od swych poprzedników.

Co jeszcze? „Kong: Wyspa Czaszki”. Kolejna historia o King Kongu zaledwie dziesięć lat po epickim filmie Petera Jacksona, w moim odczuciu wyczerpującym temat? Dziękuję, postoję. No i co, że ta konkretna inkarnacja Konga będzie koegzystować w jednym świecie z „Godzillą” i zmierzy się z nim potem w innym filmie (bo to nowe uniwersum, zapamiętajcie to słowo)? Już to wszystko widzieliśmy!

Będzie jeszcze „Piękna i Bestia”, czyli aktorski remake animowanego disnejowskiego klasyka. Ale po co robić nową wersję dobrego filmu? Nie mam pojęcia. A w tym samym miesiącu kolejny taki przypadek – „Ghost in the Shell”, czyli anime przerobione na film aktorski przez Amerykanów. Już teraz zrobił się szum, że zamiast Japonki, w głównej roli Scarlett Johansson. A czy film ma szansę być dobry? Wątpię. Szansa jakaś tam jest, ale wątpię.

4. Kwiecień

W kwietniu będzie bieda. Jak lubicie szybkie, lśniące samochody, to możecie się wybrać na ósmą (już ósmą, u licha!) część „Szybkich i wściekłych”. W sumie, czemu nie? Seria gdzieś od piątej części robi się coraz głupsza i głupsza, ale jednocześnie jakoś – wstyd przyznać – coraz lepiej się na niej bawię.

5. Maj

Maj zacznie się od kontynuacji „Strażników Galaktyki”. Powinno być dobrze, wystarczy przecież utrzymać poziom pierwszej części. Pozostaniemy w kosmicznych klimatach dzięki Ridleyowi Scottowi, który filmem „Obcy: Przymierze” wraca (znowu) do serii, którą zapoczątkował prawie czterdzieści lat temu. Ale po tym, co zrobił „Prometeuszem”, niszcząc spójność i sensowność sagi o obcym, nie ma chyba powodów, by spodziewać się wielkiego dzieła.

Dla miłośników morskich przygód będzie też piąta część „Piratów z Karaibów”. Jack Sparrow powraca po dłuższej przerwie (wszak „Na nieznanych wodach”, miało premierę hen, w 2011 roku). Oby w dobrym stylu. Ja zresztą nawet na słabszych częściach „Piratów…” bawię się całkiem nieźle.

6. Czerwiec

Przede wszystkim „Wonder Woman”. Pierwszy od dawna komiksowy film z niewiastą w roli głównej i pytanie, które spędza sen z powiek wielbicielom komiksów: Czy DC da nam wreszcie dobry film ze swojego nowego uniwersum? Czy też otrzymamy kolejny nieoglądalny gniot na miarę „Batman v Superman” i „Legionu samobójców”?

Będzie też nowa „Mumia” z Tomem Cruisem. Ile razy można rimejkować „Mumię”, spytacie? Nie mam pojęcia. Ale ta ma zapoczątkować, uwaga, uwaga, nowe filmowe uniwersum (dziś w Hollywood to słowo klucz). Fajnie, że mumię gra Sofia Boutella, bo to utalentowana (i ładna) aktorka, ale mocno się zdziwię, jeśli film dorówna wersji z Brendanem Fraserem i Rachel Weisz.

Jak lubicie bezmózgą rozwałkę i wybuchy, to w tym miesiącu do kin zawita też piąta część „Transformers”. Trudno wyrokować, czy będzie się czymkolwiek różnić od wszystkich poprzednich.

7. Lipiec

W lipcu kolejny film z uniwersum (słowo klucz, pamiętajcie!) Marvela, czyli „Spider-Man: Homecoming”. Oprócz tego „Wojna o planetę małp”, następna odsłona dosyć udanej serii. No i „Dunkierka” – po zwiastunach zapowiada się kino wojenne, niczym się nie wybijające, ale wiecie, to Christopher Nolan, więc może czymś zaskoczy?

Będzie też „Valerian i Miasto Tysiąca Planet”, którym Luc Besson, po latach od nakręcenia „Piątego elementu”, powraca w znajome space-operowe rejony. Wizualnie będzie perełka, ale jeśli chodzi o poziom filmu, już teraz wszyscy obawiają się powtórki z „Jupiter: Intronizacja”. No i wreszcie „Mroczna Wieża”, ekranizacja najsłynniejszego cyklu Stephena Kinga. Tylko że to po prostu nie zapowiada się dobrze. Wspomnicie moje słowa.

8. Sierpień

W sierpniu w repertuarze będzie puściutko. Cóż, może warto będzie rzucić okiem na nowy film Edgara Wrighta, „Baby Driver”. Czemu? Bo to Wright! Ma kapitalne poczucie humoru i można przypuszczać, że i tym razem go ono nie zawiedzie.

9. Wrzesień

We wrześniu kolejny film na podstawie prozy Kinga, „To”. I kolejny film o klockach Lego, „Lego Ninjago: Film”. Nie za dużo ostatnio produkcji o klockach? No dobrze, zdradzę wam sekret – Lego buduje swoje filmowe uniwersum (słowo klucz)!

10. Październik

W październiku pojawi się „Blade Runner 2049”, trzydzieści kilka lat po powstaniu pierwszej części – filmu, który zaraz po premierze nikomu się nie podobał, a potem nieoczekiwanie przez lata obrósł kultem. Pozostaje liczyć, że kontynuacja od razu trafi w gusta widzów.

11. Listopad

Jakie jest słowo klucz w dzisiejszym Hollywood? Zgadza się, uniwersum! Widzę, że już łapiecie. I właśnie w listopadzie zawita na ekrany następny film z uniwersum Marvela, „Thor: Ragnarok”, oraz kolejny film z uniwersum DC – „Liga Sprawiedliwości”, w którym to dziele połączą siły Superman, Batman, Wonder Woman, Flash i parę innych rozpoznawalnych postaci z komiksów. Czy to się uda? No nie wiem. Za kamerą nadal Zack Snyder, który swoje poprzednie filmy o Supermanie i Batmanie kompletnie położył.

12. Grudzień

Grudzień będzie należał do „Gwiezdnych Wojen”, to nie ulega wątpliwości. Oto bowiem premierę będzie miała ósma część, „Ostatni Jedi” (dopiero co był „Powrót Jedi”, a teraz już został ostatni – tylko mnie to bawi?).

Szykuje się kolejny rekord finansowy. Ale czy sam film będzie dobry? Cóż, trudno, żeby był gorszy niż „Przebudzenie Mocy”. Liczę na to, że tym razem twórcy przynajmniej spróbują opowiedzieć oryginalną historię, zamiast ograniczać się do kopiowania motywów z sagi Lucasa.

Rating: 5.0/5. From 3 votes.
Please wait...

jeden komentarz dla “Na co do kina w 2017? Wybrane tegoroczne premiery

  1. kinomaniaczka says:

    W tym roku wyszło i wychodzi całe mnóstwo filmów, które po prostu muszę obejrzeć! Byłam już na „Loganie” i „Strażnikach Galaktyki”, musiałabym jeszcze obejrzeć „Spider mana”, „Wonder woman” i „Mroczną wieżę”, które mnie ominęły. Czekam jeszcze na „Thora” i „Gwiezdne Wojny”, do kina wybiorę się na pewno 🙂

dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie będzie widoczny dla innych. Wymagane pola oznaczone są znakiem *